Dawid835

„Lloyd Ginekologiem... z Przypadku”

Po latach walki z wężonami, duchami i innymi złoczyńcami, Lloyd postanowił zmienić swoje życie. Został... lekarzem. A dokładniej: specjalistą od zdrowia kobiet. Nya powiedziała mu, że "ninja musi znać wszystkie aspekty życia", więc czemu nie?

Pewnego dnia do jego nowo otwartego gabinetu "Zdrowie z Zieleniną" przyszła… Harumi. W zaawansowanej ciąży. Lloyd zamarł.

— Hej, Lloyd. Potrzebuję kontroli. To... dziecko Morro. — powiedziała, kładąc się spokojnie na fotel.

Lloyd zdjął okulary ochronne. Westchnął.

— Nie wierzę. Po wszystkim, co przeszliśmy… a ty wpadasz tu z... duchem?

Harumi wzruszyła ramionami.

— W życiu bywa... paranormalnie.

Lloyd już miał zamiar się zdenerwować, ale zamiast tego nalał sobie herbaty z imbirem. Wziął głęboki oddech.

— Dobrze. Zbadam was oboje. Ale ostrzegam: jak usłyszę jakieś duchowe jęki w trakcie USG, wypisuję was od razu.

Badanie przebiegło spokojnie. Dziecko miało zdrowe serce i jak na pół-ducha – zaskakująco ładny profil.

W drzwiach nagle pojawił się Morro w postaci mgły.

— Dzięki, Lloyd. Wiem, że to dziwne, ale doceniam. — szepnął ektoplazmatycznie.

Lloyd zmarszczył brwi.

— Dziwne to mało powiedziane, Morro. Ale dobra. W Ninjago i tak wszystko jest możliwe.


---

Morał?
Nawet dawni wrogowie zasługują na zdrowie... i porządne badanie pre**talne.

---

„Między Leczeniem a Złamanym Sercem”

Minął miesiąc od niezwykłego spotkania z Harumi. Gabinet Lloyda wciąż funkcjonował, chociaż wielu pacjentów wciąż nie mogło uwierzyć, że Zielony Ninja zamienił katany na stetoskop. Dla Lloyda praca była odskocznią – od wspomnień, od samotności, od uczuć, o których nigdy nie mówił głośno.

Pewnego dnia do gabinetu weszła... Nya.

Piękna jak zawsze, ale dziś trochę blada. Na twarzy miała wyraz niepewności. Lloyd uśmiechnął się lekko, choć serce mu zabiło mocniej.

— Hej, Lloyd. Potrzebuję badania. Jestem... w ciąży. — powiedziała, siadając powoli.

— Czyje to dziecko? — zapytał, choć już przeczuwał odpowiedź.

— Jay'a.

Nastała cisza. Długa, ciężka jak ołów.

Lloyd poczuł, jak zgrzyta mu coś w środku. Zamiast zareagować profesjonalnie, jak lekarz, jak ninja… wypowiedział słowa, których sam później żałował.

— Jay? Naprawdę? Co on ma, czego ja nie mam? Przecież to nieudacznik! A ty… ty wybrałaś jego?

Nya spojrzała na niego, z bólem w oczach.

— Wybrałam Jay’a, bo mnie kocha... a nie kontroluje. Bo jest dobry. Bo nie patrzy na mnie jak na trofeum, tylko jak na osobę, Lloyd. Ty... zawsze byłeś wojownikiem. Ale nigdy nie nauczyłeś się być człowiekiem.

Słowa zabolały bardziej niż jakakolwiek walka.

Lloyd odwrócił wzrok, złość mieszała się z poczuciem porażki. W jego oczach pojawiły się łzy, ale nie chciał, by Nya je zobaczyła. Machnął ręką w stronę drzwi.

— Wyjdź.

Nya wstała powoli, zawieszona między smutkiem a rozczarowaniem. Nim zamknęła za sobą drzwi, szepnęła:

— Kiedyś będziesz gotów na coś więcej. Ale to nie będzie dzisiaj.

Został sam. W pustym gabinecie. W ciszy, którą wypełniały tylko niewypowiedziane słowa i echo jego własnej złości.

---

Epilog

Tamtego dnia Lloyd zrozumiał, że nie wszystko da się wygrać mieczem ani Spinjitzu. Niektóre bitwy toczą się w sercu — i by je wygrać, trzeba najpierw przegrać swoją dumę.

---

„Zielone Serce” – Finał

Minęły tygodnie od tamtego dnia, gdy Nya odeszła z jego gabinetu, zostawiając Lloyda samego z jego złością, błędami i ciszą. Wciąż pracował – mechanicznie, chłodno, nie patrząc pacjentkom w oczy dłużej niż trzeba. Był ninja – ale nie był już człowiekiem.

Aż pewnego dnia przyszła Sora.

Drzwi otworzyły się powoli. Weszła zgarbiona, z oczami czerwonymi od łez. Siadła w kącie, trzymając dłonie na brzuchu. Lloyd od razu zobaczył, że coś jest nie tak – i tym razem nie chodziło tylko o badanie.

— Lloyd... — powiedziała cicho. — Ja nie wiem, czyje to dziecko. Może Seraka... może Arina... to było... dziwne lato, dużo misji, zbyt wiele emocji, a teraz...

Zaczęła płakać.

— Oni nawet nie wiedzą, że mogą być ojcami. A ja... nie wiem, czy chcę im to mówić. Boję się. Wszyscy mnie osądzą.

Lloyd patrzył na nią długo. I nagle coś w nim pękło. Pamiętał Nyę. Pamiętał własną zazdrość, gniew, słowa, które wypowiedział zbyt łatwo, i ludzi, których przez to stracił. Ale w oczach Sory zobaczył nie winę… tylko lęk. I potrzebę.

Wtedy wstał. Podał jej kubek wody. Usiadł obok. Bez osądu. Bez pytań.

— Sora… nieważne, kto jest ojcem. Jeśli pozwolisz… będę nim ja.

Spojrzała na niego zszokowana.

— Co?

— Potrzebujesz kogoś, kto będzie obok. Kto nie odejdzie. Kto nie będzie cię oceniać. Kogoś, kto nie ucieknie, gdy będzie ciężko. Ja kiedyś uciekałem. Przed ludźmi. Przed sobą. Przed odpowiedzialnością. Ale już nie chcę.

W tej jednej chwili Lloyd nie był już ninja, bohaterem czy lekarzem. Był po prostu człowiekiem. Kimś, kto postanowił być dobry — nie przez słowa, ale przez czyny.


---

Rok później...

Sora urodziła zdrowe dziecko – dziewczynkę. Nazwali ją Hope – bo była nadzieją na lepsze życie, na nowy początek. Lloyd był przy porodzie, trzymał Sorę za rękę i płakał, gdy usłyszał pierwszy krzyk dziecka, które choć nie było jego krwią – było jego sercem.

Lloyd zmienił się. Ludzie to zauważyli. Już nie mówił z góry, nie oceniał. Pomagał, słuchał, śmiał się z dzieci, których rodzice przychodzili do jego gabinetu. Nawet Jay podał mu rękę. Nya znów spojrzała na niego z szacunkiem.

Został nazwany przez miasto: Lloyd – Zielony Ojciec.


---

Bo czasem, największym bohaterstwem… nie jest pokonanie wroga. Ale bycie tym, kogo ktoś może nazwać domem. 💚



‪@Shinobi560‬

3 days ago | [YT] | 3